Naszej najstarszej rezydentce – 26 letniej klaczy Fidze – odkąd pamiętam gniły strzałki, wszystkie cztery. Gniły na wskroś i dogłębnie, a każde struganie kończyło się rozlewem krwi i przerażeniem konia związanym z bardzo nieprzyjemnym bólem.
W podkowach czy bez?
Kiedy staliśmy się jej opiekunami, jakieś 13 lat temu, była podkuwana na cztery nogi. Kowal, który wtedy zajmował się Figą nie zalecał jej rozkuwania ze względu na dużą łamliwość i kruchość jej kopyt. Mimo wszystko postanowiliśmy zaufać sile końskiego kopyta. Najpierw poprosiliśmy o rozkucie tylnych nóg, po pewnym czasie także przednich.
Bosy koń na trawie realizował nasze chciwe marzenia o naturalności utrzymania konia. Co jest niestety naszym ludzkim złudzeniem. Udomowiliśmy konie, a ich dzikość zatarła się pod naszą opieką. Naturalnie ścierające się kopyta ustąpiły miejsca naszemu zarządzaniu ich wzrostem i patologiom wynikającym z końskiego żywota w boksie i na ujeżdżalni. Nic jednak nie stoi na drodze w dążeniu do unaturalnienia życia naszych końskich towarzyszy.